Wykasowana część maila:
Myślę o tym, czy jeszcze Cię kocham i, czy to, że nie myślę o Tobie wcale nieraz po kilka dni właśnie o tym świadczy. Czy po prostu wypaliło się we mnie coś, co kiedyś dawałam Ci co dzień - sto procent mojej uwagi, uczucia, oddania, a nawet jego nadmiar. Czy moje serce po prostu nie zmęczyło się bezsensownym wylewaniem emocji w pustkę, w której ginęły i marniały, jak rzucone na jałową glebę.
Myślę o tym, czy będąc w Polsce zobaczysz się z M. i, jak bym na to zareagowała teraz. I, czy tak samo jak kiedyś, czy byłoby mi to już zupełnie obojętne.
Mam takie myśli. I mam je często. I wtedy właśnie dzwonisz, a ja, odłożywszy słuchawkę, przeglądam nasze zdjęcia. Jak myjesz okna mopem w mojej czapce, jak spacerujemy po Grobli Olbrzyma i jak kąpiesz się z Miszą w błocie.
Gdzie ja znajdę drugiego takiego łacha? - myślę sobie i sama do siebie się uśmiecham, a czasem sobie popłaczę. Bo czasem jest mi z Tobą do łez, a czasem tak bardzo do śmiechu, że aż chce się żyć i przeżywać każdą taką głupotę.
Wiesz, nie pamiętam już kto, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że Ty zawsze w związkach masz opóźniony zapłon. Że kiedy dziewczyna kocha się w Tobie, to masz to gdzieś, a orientujesz się wtedy, gdy jej już przechodzi.
Nie wiem, czy mi przeszło. Tęsknię za Tobą, pragnę Cię, chcę Cię zobaczyć, usłyszeć, obmacać i powąchać. Ale już nie tak desperacko jak kiedyś.
Już całkiem inaczej.
***
I stało się tak, że pękło coś we mnie i wylałam z siebie całą przez te niemal trzy lata nagromadzoną żółć, którą kisiłam w bebechach swoich. I wyszło na to, że mam głęboki żal do Ciebie, że spłaszczyłeś tak kiedyś rozradowaną moją osobę, sprowadziłeś do poziomu kosza na śmieci, w który ładuje się swoje humory.
Jesteś chaotyczna, przestań palić, może byś w końcu poszła na studia, za dużo wydajesz kasy, za mało robisz czego innego.
Wszystko na "nie", wszystko u mnie jest poniżej krytyki, ponizej zera.
Nie można tego słuchać w nieskończoność. Nawet moja wytrzymałość ma swoje granice i w końcu zaczynam nad sobą płakać, choć mówię sobie, ze jesteś niesprawiedliwy, że powinieneś patrzeć na rzeczy inne - ze jestem, że Cię kocham, że nie chcę Cię zmieniać, tyko Ciebie wspierać, itp. Nawet mnie nie można tylko deptać.
I stało się.
Bombka spadła z choinki.
Myślę o tym, czy jeszcze Cię kocham i, czy to, że nie myślę o Tobie wcale nieraz po kilka dni właśnie o tym świadczy. Czy po prostu wypaliło się we mnie coś, co kiedyś dawałam Ci co dzień - sto procent mojej uwagi, uczucia, oddania, a nawet jego nadmiar. Czy moje serce po prostu nie zmęczyło się bezsensownym wylewaniem emocji w pustkę, w której ginęły i marniały, jak rzucone na jałową glebę.
Myślę o tym, czy będąc w Polsce zobaczysz się z M. i, jak bym na to zareagowała teraz. I, czy tak samo jak kiedyś, czy byłoby mi to już zupełnie obojętne.
Mam takie myśli. I mam je często. I wtedy właśnie dzwonisz, a ja, odłożywszy słuchawkę, przeglądam nasze zdjęcia. Jak myjesz okna mopem w mojej czapce, jak spacerujemy po Grobli Olbrzyma i jak kąpiesz się z Miszą w błocie.
Gdzie ja znajdę drugiego takiego łacha? - myślę sobie i sama do siebie się uśmiecham, a czasem sobie popłaczę. Bo czasem jest mi z Tobą do łez, a czasem tak bardzo do śmiechu, że aż chce się żyć i przeżywać każdą taką głupotę.
Wiesz, nie pamiętam już kto, ale ktoś mi kiedyś powiedział, że Ty zawsze w związkach masz opóźniony zapłon. Że kiedy dziewczyna kocha się w Tobie, to masz to gdzieś, a orientujesz się wtedy, gdy jej już przechodzi.
Nie wiem, czy mi przeszło. Tęsknię za Tobą, pragnę Cię, chcę Cię zobaczyć, usłyszeć, obmacać i powąchać. Ale już nie tak desperacko jak kiedyś.
Już całkiem inaczej.
***
I stało się tak, że pękło coś we mnie i wylałam z siebie całą przez te niemal trzy lata nagromadzoną żółć, którą kisiłam w bebechach swoich. I wyszło na to, że mam głęboki żal do Ciebie, że spłaszczyłeś tak kiedyś rozradowaną moją osobę, sprowadziłeś do poziomu kosza na śmieci, w który ładuje się swoje humory.
Jesteś chaotyczna, przestań palić, może byś w końcu poszła na studia, za dużo wydajesz kasy, za mało robisz czego innego.
Wszystko na "nie", wszystko u mnie jest poniżej krytyki, ponizej zera.
Nie można tego słuchać w nieskończoność. Nawet moja wytrzymałość ma swoje granice i w końcu zaczynam nad sobą płakać, choć mówię sobie, ze jesteś niesprawiedliwy, że powinieneś patrzeć na rzeczy inne - ze jestem, że Cię kocham, że nie chcę Cię zmieniać, tyko Ciebie wspierać, itp. Nawet mnie nie można tylko deptać.
I stało się.
Bombka spadła z choinki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz