czwartek, 11 marca 2010

Bezruch

A gdyby tak zaprzedać siebie i udać, że pasujemy idealnie do całej reszty? Że jesteśmy tylko trybikami maszyny, takimi jak inne?
Kiedyś niechcący wdałam się w romans z żalem. Owocem jego była skrucha, w której pozostając przez kilka miesięcy nie cięłam już swoich nóg i przymknęłam drzwi do krainy marzeń. Postanowiłam być statystyczną kobietą, pragnącą męża, dzieci i domu z ogródkiem. Uśmiechałam się i mówiłam "kochanie". Prawie uwierzyłam, że to szczyt moich ambicji i pragnień. Gdyby nie fakt, że (banał) złamałam nogę i zmuszona byłam leżeć cztery tygodnie w łóżku, może nie wezbrałby we mnie już ten gniew, wywołany bezruchem. *
Oto urosła w mojej głowie jak guz wizja bezruchu mentalnego, powolna agonia przykładnego życia małżeńskiego ze stuprocentowo przewidywalnym człowiekiem, którego nie stać było na wyjście poza ramy rzeczywistości gazet; którego pozbawiony transcendencji umysł trzymał się kurczowo ziemi i prawidłowości nią rządzących.

Wzbudzony we mnie bunt rozpuścił zamek z piasku w swoim odmęcie.
Straciłam szansę uwolnienia się z kajdan. Mogłam teraz być panią K., bez bólu i blizn, robiącą mężowi kanapki do pracy i zakupy w osiedlowej Biedronce.
Mogłam przestać tęsknić do papieru i ołówka, marzeń o stadninie koni i podróżach. Mogłam zadowolić się tym, co jest.
Ale czy pogodziłabym się kiedyś z myślą, że jest znacznie więcej, a sama zrezygnowałam z odkrycia tego?

A gdyby tak w końcu odjąć palce od oczu i nigdy już przez nie nie patrzeć?


*Motyw bezruchu pojawia się w książce "Bieguni" Olgi Tokarczuk. Cytuję:
"Bieguni to odłam prawosławnych starowierców. Odrzucali hierarchię kościelną, wierzyli, że świat jest przesiąknięty złem. Uważali , że zło ma największą moc, gdy człowiek stoi w miejscu. Jedynym sposobem ratunku przed złem jest podróż, ruch."
Choć książka średnio mi się podobała, a sama postać autorki przebijająca przez narrację wręcz mnie drażniła, z tezą patronującą książce muszę się zgodzić. Podróż to coś nowego nie - co chwila, lecz w każdej chwili, to ciągłość następujących po sobie lub ze sobą wrażeń, które przeplatają się na tyle sprytnie, że nie tworzą sekwencji, lecz ciągłość, którą trudno byłoby opisać matematycznie czy też fizycznie, ażeby nie zagubić jej świeżości, by nie okazała się swego rodzaju stałą.
Cieszę się, że się przemieszczam, że nie gnuśnieję. Mam nadzieję, że jeszcze wiele mnie czeka zanim zacznę robić na drutach i oglądać Teleexpress.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz