Pół dnia spędziłam na wojnie religijnej toczącej się na łamach internetowego serwisu aktualności WP pod wpływem artykułu na temat wprowadzenia zakazu wieszania symboli religijnych w placówkach publicznych. Mariusz Agnosiewicz (redaktor naczelny Racjonalisty) w bardzo rzeczowy sposób wyłożył podbudowę ideologiczną koniecznej do przeprowadzenia sekularyzacji szkół i urzędów. Bez cienia wątpliwości, neutralność wyznaniowa nie jest domeną naszego kraju, ale zadziwiło mnie, do jakich komentarzy posunęli się internauci, którzy nie poprzestali na swych zwyczajowych, wielce adekwatnych aluzji do "komuny", o, nie! Fala wzburzenia spowodowała tendencję solidarności narodowej "prawdziwych Polaków", a niektórzy autorzy wręcz sugerowali istnienie tajnego sojuszu między ateistami, homoseksualistami i syjonistami. Ale to mogło być jeszcze w jakimś stopniu śmieszne, przerażające natomiast były ścieżki, którymi kroczyła owa bezbrzeżna mądrość objawiona. Ścieżki owe wiodły między innymi do absurdalnych sofizmatów typu: "Jeśli krzyż jest symbolem istnienia Boga, to brak krzyża jest symbolem nieistnienia Boga! Więc ściana bez krzyża jest symbolem ateizmu!" albo też "Ateizm jest również wiarą. Jest to wiara w nieistnienie Boga"
Koń by się uśmiał, ale co poradzić? Boli nie tylko kulawa logika, boli cała wściekłość tkwiąca w społeczeństwie, które wciąż na każdą bodajże wzmiankę o ateistach i jakichkolwiek ich zaistnieniu w życiu publicznym reaguje narodowowyzwoleńczym wręcz buntem i wyciąga oręż walki przeciw sługusom Szatana. Swoją drogą, ciekawe, że większość z nich słowa "ateista" nie rozumie. Biorą nas za jakichś innowierców, odłam protestancki, sektę.
Korzystając z okazji, wytknęłam parę sylogizmów, ale moja wiara w polskie społeczeństwo podupadła. Przypomniałam sobie, dlaczego nie oglądam wiadomości z Polski.
Ale to była druga część dnia, pierwszą albowiem spędziłam na włóczędze po centrum Dublina, fotografowaniu ulicznych grajków oraz wnętrza, uwaga... "Kościoła Chrystusowego"! Cóż, budowla to wielce okazała, wzniesiona w 1038 roku. Bilet kosztował 6 euro, które z bólem serca - czując uporczywe burczenie w brzuchu - zamieniłam na godzinną wycieczkę po obiekcie. Jako że w krypcie Kościoła obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania, musiałam wytłumaczyć miłemu panu, iż wchodzę tam uzbrojona w aparat analogowy, niezaopatrzony w lampę błyskową, w wyniku czego zezwolenie na dokumentację uzyskałam.
Wbrew moim oczekiwaniom, w krypcie nie było ani śladu trupa, jedynie płyty nagrobne, w wyniku którego to niezaspokojenia moich nekrowizualnych żądz, jako następny cel obrałam Katedrę Świętego Patryka. Plan działania na najbliższe dni wygląda następująco:
Dublin Northside,
St Patrick's Cathedral,
Dublin Port
Good luck to myself
Odkurzacz pamięci
14 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz