No i jak tak można, cały kwiecień pozostawić bez pisania, w żadnym punkcie przestrzeni nie pozostawić nawet słowa, na żadnej płaszczyźnie? Można, gdy nie ma się dostępu do przestrzeni wirtualnej.
Chociaż też nie mam nastroju na pisanie. Ale tym razem nie oznacza to właśnie osadzenia myśli mych klaustrofobicznych poniżej poziomu morza, o nie. Jak na złość, wbrew swoim zwyczajowym tendencjom, rozkwitłam sobie, ot, wstydliwie, lecz całkiem wyraźnie, pierdolonymi irlandzkimi żonkilami i teraz w głowie mam tylko żółte płatki.
Może to wiosna sprawiła, że zamiast gromadzić - przeżywam i przetrawiam na bieżąco, usuwając produkty przemiany materii przez jakąś ukrytą dziurkę w głowie. A może zmiana miejsca zrobiła swoje. Wyrwanie się z dublińskiego zadupia, zamknięcie za sobą nieżyczliwych drzwi, zwycięskie tupnięcie nogą w nowych, skromnych, lecz jakże autonomicznych progach.
W naszym mieszkaniu niedawno zakupiony piecyk gazowy i założony tydzień temu internet, na zewnątrz zalążek ogródka i koty, których T. szczerze nie cierpi.
Ostatnio wpadliśmy w ciąg absurdalnych sytuacji. Otóż, gdy w zeszłym tygodniu wróciłam z pracy jak zwykle o północy, T. wyszedł z propozycją zakupu alkoholu i sponiewierania się w stopniu umiarkowanym, na którą to sugestię z chęcią przystałam. Gdy doczłapaliśmy jednak do całodobowego Tesco, okazało się, że wszystkie półki z alkoholami są w nim pozastawiane. Gdy grzecznie spytałam panią z obsługi, co, do ch..., pani spokojnie odparła, że to "pub hours" i alkoholu nie sprzedają od 22.00 do rana. Co to za kraj? Można się sponiewierać do nieprzytomności pod pubem, a nie można we własnym mieszkaniu, nikomu nie wadząc? To nawet nie absurd, to hipokryzja. Pracując na Temple Bar i oglądając wieczorne spotkania "elementu" w całkiem pokaźnej liczbie, z całą stanowczością stwierdzam, że Irlandia ma większy problem z alkoholem niż Polska, a maskuje go dziecinnym patrzeniem przez palce i pozorami odpowiedzialności społecznej.
Mama T. zakupiła dla mnie papierosy i wysłała pocztą. Pod drzwi sąsiadów (bo tam ląduje nasza korespondencja) przyszła otwarta koperta, w niej różne drobiazgi i fragment opakowania po sztandze fajosów. A obok koperta, w niej zaś list o treści: "Customs & Excise department, Dublin Airport (...), seized goods, to wit: 200 MOCNE cigarettes (...)".
Gdy niczego nie spodziewającego się człowieka spotyka coś podobnego, pozostaje tylko wziąć aparat i uwiecznić swoją własną głupią minę.
Odkurzacz pamięci
14 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz