Są takie rzeczy, o których się po prostu zapomina. Z czasem, z wiekiem, zostają przyciśnięte stertami innych wrażeń, nieraz tylko cząstkowych, wcale niedogłębnych, bieżących, zostawiających tylko chwilowe, niezobowiązujące ślady. I tak na przykład w ostatnich dniach z radochą na miarę pięciolatki przypominam sobie, jaką wielką przyjemność sprawiało mi ongiś wędkowanie. Samo siedzenie i patrzenie na spławik jest czymś wielce relaksującym, zwłaszcza że okoliczności przyrody mają właściwości kojące najbardziej nawet zbolałe dusze.
Zdobyczy jeszcze żadnych na koncie nie mam ( kilkunastocentymetrowych okoni i płotek nie liczę), choć w miejscu, gdzie zastawiam sidła, ryby są, jednak potencjalne zdobycze mogą być skutecznie płoszone przez przejeżdżające nieopodal pociągi, tudzież watahy podpitych Polaków i psy. Nic to jednak, bo zawsze można zmienić miejsce, a - jak mawia mój ojczulek - w wędkowaniu nie o ryby same w sobie chodzi. I kiedy tak siedzę nad wodą i przypominam sobie jak, będąc dzieckiem, cieszyłam się z tych okazjonalnych wypadów nad jezioro (choć wtedy z ojcem łowiliśmy na gruntówkę), myślę sobie, że jest chyba szansa, żeby wszystko było jeszcze tak jak kiedyś.
Odkurzacz pamięci
14 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz