Chwaliłam się już, że awansowałam? Otóż, właśnie, awansowałam. Z działu Kontroli Jakości przeniosłam się do biura. Koniec z przerzucaniem kartonów, skanowaniem, pisaniem raportów, które nic nie wnoszą. Witajcie: papiery, telefony, listy obecności i rekrutacjo.
Zmiana pensji jest na razie nieznaczna - z minimalnej 5,95 na 6,50. Ale po pierwsze, to tylko na okres próbny, po drugie - to nie najważniejsza kwestia. Najważniejsze jest to, że w Resume wpiszę sobie później "office assistant", a nie "general operative".
W związku z awansem, który mia miejsce równo sześć dni temu, czuję się nadzwyczaj dobrze. Ale mimo wszystko, zawsze jest jakiś zgrzyt. I tym zgrzytem tym razem jest S.
Na początku naszej znajomości wydawało mi się, że znalazłam bratnia duszę. S. była pierwszą naprawdę inteligentną kobietą, jaką poznałam. Wykształcenie pedagogiczne, podobne mnie zainteresowania (np. różne kruczki w języku polskim), poza tym licencjat z angielskiego, co zrobiło na mnie wrażenie, bo ostatecznie ja swojego nigdy nie ukończyłam.
Sprawy uległy zmianie, gdy wyszło na jaw, że mój angielski jest znacznie lepszy niż S., do tego doszła (wymuszona przez nią) rywalizacja w pracy, a mój niedawny awans tylko dolał oliwy do ognia. I tu podkreślić muszę, że - ku mojej wielkiej przykrości - S. jest jedyną osobą, której moje przeniesienie się nie podoba. Ludzie, którzy od ponad roku pracują na stanowisku pickerów i na samym początku odnosili się negatywnie do nas obu, jako że zaczęłyśmy pracę tam z wyższej stopy, teraz cieszą się razem ze mną i są zadowoleni, że mi się udało. Tylko S. ma najwyraźniej coś przeciw.
Zamierzałam z nia rozmawiać, zrobić z tym coś, ale zrezygnowałam. Ta osoba ma prawie 35 lat. Ludzie w tym wieku się już nie zmieniają, a tego typu zachowania są u niej na prządku dziennym. Pozostaje mi tylko pogodzić się z tym, że nie ostaniemy dobrymi przyjaciółkami, choć początek naszej znajomości na to właśnie wskazywał.
Co do innych spraw - czuję się nieprzytulona. Brakuje mi przytulenia. Naprawdę. Czasami ta potrzeba wzbiera we mnie tak, że chce mi się wyć. Pal, licho seks. Ale przytulenie, patrzenie na siebie, słuchanie razem muzyki. Ciepłe, silne ramiona wokół mnie.
Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że to wcale nie musiałyby być Twoje ramiona, T. Gdy sobie to uzmysławiam, czuję się jak najprawdziwszy Nikt, choć wiem, że zasłużyłeś.
A na seks z kimś innym miałam ochotę już wcześniej. Upatrzyłam sobie obiekt i na wpół świadomie dążyłam do jego zdobycia. Odpuściłam, gdy zatęskniłam za T.
Ale potrzeba wróciła, jak natrętna mucha. Nie seks, nie żadne sprośne przyjemnostki. Tylko przytul mnie, Ktosiu.
Ktoś to nikt konkretny, choć bywa, że w myślach niechcący nadaję mu jakąś morfologiczną postać i to całkiem realnie, w moim pobliżu istniejącą. Nie wykonuję żadnych kroków, by Ktosia przybliżyć. Ale chcę, żeby Ktoś na mnie patrzył, tak jak nawet T. nigdy nie patrzył, chcę, żeby Ktoś mnie pragnął, żeby Ktoś chciał mnie dotknąć.
______________
Touch me, I'm cold
Unable to control